Kiedy Aśka jaaaakiś czas temu poprosiła mnie o przemalowanie drzwi do sypialni, pomyślałam sobie, że to super sprawa. Pobawię się z patyną i zobaczę czy w taki sam sposób uda mi się za jakiś czas stworzyć własną, wiejską kuchnię. Nie sądziłam, że w moim brzuchu tak szybko zamieszka lokator, ale drzwi obiecałam, więc wzięłam się posłusznie do pracy. Entuzjazm zniknął z mego lica, gdy mąż uświadomił mnie, że na starych drzwiach jest farba olejna i to siedem warstw!!!! Opalanie farby opalarką i szlifowanie tego co zostało nie zostało zapisane w pamięci męża jako najmilej spędzone chwile, dosadniej mówiąc poprzeklinał sobie pod nosem, że nigdy więcej i takie tam, ale gdy tylko drzwi trafiły do mnie zabrałam się z zapałem do pracy. Miały być przetarte, więc na początek poszła bejca - to niezbyt dobry pomysł, trzeba ją pokrywać wieloma warstwami farby, a ona i tak lubi przebijać.
No ale nie trzeba się przy stylu shabby chic tym przejmować, bo przecież w sumie w tym przebijaniu i przecieraniu całe piękno tkwi.
Tak wyglądały drzwi tylko lekko przetarte.
Natomiast tu prezentują się już w całej okazałości, z przerobioną futryną, zakupioną nową klamką.
I co? Spodobało się. Usłyszałam od Aśki - "mam jeszcze trzy pary - poproszę o takie same".
To były kolejne drzwi do przerobienia na styl shabby chic. Najpierw należało starannie zabezpieczyć szyby taśmą malarską, drzwi wyczyścić wodą z mydłem.
Szlifowanie odpada, mąż wyjechał, poza tym nawet mu nie proponuję, bo jest w szale zamawiania ostatnich kafli, sprzętu AGD i takie tam do nowego domu.
W poszukiwaniu pomysłów na pokoiki maluchów natknęłam się na blog Biel z odrobiną błękitu i bingo! Zakupiłam podkład do glazury firmy Flugger, który można położyć na nieoszlifowaną powierzchnię i zaczęłam walkę z kolejną parą drzwi;-)
Kolejny etap to nałożenie podkładu oraz pomalowanie brązową farbą rantów, można oczywiście całe drzwi, ale....po co? I pocieram świeczką miejsca , które mają zostać przetarte.
Tak wyglądają drzwi po nałożeniu trzech warstw farby, malowałam wałeczkiem dla odmiany.
Lekko patynowane i przetarte.
Aby pokazać drzwi w całej okazałości musiałam wyjść z nimi na klatkę schodową, gdyż scenerii ku robieniu zdjęć w wynajętym lokum brak, co widać nieraz w postach. Ale jeszcze trochę....;-)
Podczas gdy kolejne warstwy farby sobie schły, ja maltretowałam inne przedmioty.
Znajoma z pracy poprosiła mnie o przemalowanie koszyka i skrzynki na wino (dzięki Bogu surowe:-)). Miały być brązy. Hm... z brązami to poszaleć nie bardzo można ( w sensie nałożenia na niego motywu), ale brązową bejcę pobieliłam, potem przyciemniłam woskiem, naniosłam napisy, odbiłam od szablonu złote róże,przykleiłam kurki i poszło. Najbardziej dał mi w kość sznurek, uwielbiam sznurki, guziki i koronki, ale nie sądziłam, że pochłonie to aż tyle czasu.
Coś tam też poszyłam.
Morski gadżet do łazienki teściowej.
Ten wianek zawsze wydawał mi się prostą rzeczą, taką do zrobienia w międzyczasie. Nic bardziej mylnego, w międzyczasie to się tylko szyje trzy tunele, a wypełnianie owych tuneli, to już kilka wieczorów z głowy.
Miał być zrobiony na próbę, bo nawet nad wyborem materiałów się za bardzo nie skupiłam, jednak poświęciłam mu tyle czasu, że musi zawisnąć w naszej nowej kuchni.
Na koniec chciałam pokazać komódkę ikeowską, krórą udało mi się zdobyć za parę groszy ponad rok temu na pchlim targu w Hamburgu. Czekała cierpliwie kryjąc papiery i inne dziurkacze. Dopiero upragniony wolny czas pozwolił mi zrobić ją tak, jak cały czas marzyłam. Nieskromna będę - podoba mi się;-) Ale chyba najbardziej dlatego, że w końcu zrobiłam coś dla siebie;-)
Wszystkim odwiedzającym bardzo serdecznie dziękuję i pozdrawiam;-)